środa, 30 marca 2011

Let's dance to Joy Division!


(obrazek za Wikipedią)
przez wiele lat poruszałam się w środowisku stricte punkowym - glany, pogo i im mniej znany zespół tym lepiej... jednocześnie pracowałam w sklepie u pani K., która z chęcią wspominała ze mną czasy Jarocina i koncertów w piwnicach. Jakże wielkie było jej zdziwienie, kiedy odkryła, że nie znam jednego z najważniejszych zespołów dla kultury punk i post-punk! JOY DIVISION! od razu pożyczyła mi płyty i wysłała mnie na film Antona Corbijna "Control" - w tym momencie zmieniłam swoje spojrzenie na muzykę i... Joy Division i niesamowity glos Iana Curtisa zawładnęły moim sercem na zawsze! :)
nie znam i zapewne już nie poznam człowieka, który samym tembrem głosu potrafi wywołać ciarki na plecach; wystarczy jedno słowo, żeby poczuć ogromny ładunek emocji (najczęściej dość depresyjnych i trudnych)...
Wszystkim, nawet tym, którzy nie są z punkiem za pan brat, polecam zapoznać się z twórczością Joy Division - szczególnie album "Unknown Pleasures" zasługuje na miano legendarnego. Taka muzyka zdarza się raz na 25 lat :) Dlaczego uważam akurat ten album za legendarny?
Przede wszystkim prostota - nie ma tu wirtuozerii, porażających gitarowych solówek, jest za to ciężka, pełna emocji atmosfera osiągnięta za pomocą prostych zabiegów i oczywiście przejmującego głosu Iana Curtisa... to właśnie sprawia, że jeszcze długo po przesłuchaniu piosenek ich dźwięk brzmi w głowie... (swoją drogą także prostota i przekaz okładki albumu tak mnie urzekły, że wzór ten wyląduje niedługo na mojej łydce)
Po drugie teksty - pozwalają zajrzeć wgłąb umysłu i duszy Wielkiego Artysty jakim był Ian... z jednej strony opisują jego zmagania z codziennością - walkę z epilepsją, rozdarcie między dwiema kobietami, które kochał i lęk przed życiem i przytłaczającym rozwojem zespołu; z drugiej strony tworzą wokół nas niesamowity świat nieznanych emocji i doznań... mieszanka wybuchowa.
Jeżeli przesłuchanie albumów uzupełnicie o biograficzny film o Ianie (w którego znakomicie wcielił się genialny Sam Riley) i poruszającą do głębi książki Debory Curtis - "Przejmujący z oddali", jestem przekonana, że "doświadczenie" JD i ich muzyki nie opuści Was przez długi czas...
ze swojej strony mogę jedynie powiedzieć, że na jednym wpisie o tej niesamowitej grupie się nie skończy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz