czwartek, 31 marca 2011

niesamowici Synowie

zachęcona przez koleżankę, postanowiłam napisać o kolejnym oryginalnym i ulubionym przeze mnie zespole - Söhne Mannheims. Niedawno odwiedzili Polskę na swojej trasie po Europie, dając nam niesamowite widowisko złożone z dźwięków, świateł i potężnej energii. Widać, że mimo iż w zespole jest aż 14 muzyków, doskonale się ze sobą dogadują, uzupełniają, a nawet potrafią zmieścić się na niewielkiej scenie warszawskiego Palladium niczego nie niszcząc :)
Synowie Mannheim, powstali w 1995 roku z inicjatywy założyciela Xaviera Naidoo, są dziś jednym z najbardziej popularnych niemieckich zespołów nie tylko we własnej ojczyźnie, ale i w całej Europie. Niewątpliwie na ich sukces pracuje jedyny w swoim rodzaju mix zarówno gatunków muzycznych jak i narodowości -
muzycy w sumie z 6 różnych krajów tworzą muzykę z pogranicza wielu gatunków, od soulu przez pop i reggae do rocka, nawet z domieszką klasyki, sklasyfikowanie ich muzyki do jednego gatunku jest po prostu niemożliwe.
W chwili obecnej zespół ma na swoim koncie pięć albumów, w tym jeden koncertowy "Power of the sound", który moim zdaniem najlepiej oddaje klimat panujący na ich koncertach, a także zapewne i atmosferę panującą podczas nagrywania piosenek. Widać, że wspólne granie sprawia im radość, a jednocześnie mogą stworzyć coś pięknego dla ludzi - ich teksty poruszające często problemy dzisiejszego świata czy osobistych tragedii, jednocześnie dają nadzieję i wiarę w to, że nie jesteśmy na tym świecie sami, i że jest Ktoś, kto czuwa nad nami każdego dnia...
Choć na chwilę obecną Söhne mają aż czterech wokalistów (do których dołączył przed paru laty Henning Wehland, znany z rockowej grupy H-Blockx), brakuje mi operowego głosu Clausa Eisenmanna, który nieraz dodawał "mistycznego" wydźwięku piosenkom Synów (jak choćby w utworze "König der Könige"). Nie narzekam jednak, gdyż mimo to zespół ten pozostaje fenomenem na skalę Europy, a może i świata?
Zachęcam do zapoznania się z twórczością i klimatycznymi teledyskami zespołu (ich profil na YouTube pełen jest rozmaitych smaczków:), a już wkrótce pojawi się kolejny album, na który z niecierpliwością czekam!

środa, 30 marca 2011

Let's dance to Joy Division!


(obrazek za Wikipedią)
przez wiele lat poruszałam się w środowisku stricte punkowym - glany, pogo i im mniej znany zespół tym lepiej... jednocześnie pracowałam w sklepie u pani K., która z chęcią wspominała ze mną czasy Jarocina i koncertów w piwnicach. Jakże wielkie było jej zdziwienie, kiedy odkryła, że nie znam jednego z najważniejszych zespołów dla kultury punk i post-punk! JOY DIVISION! od razu pożyczyła mi płyty i wysłała mnie na film Antona Corbijna "Control" - w tym momencie zmieniłam swoje spojrzenie na muzykę i... Joy Division i niesamowity glos Iana Curtisa zawładnęły moim sercem na zawsze! :)
nie znam i zapewne już nie poznam człowieka, który samym tembrem głosu potrafi wywołać ciarki na plecach; wystarczy jedno słowo, żeby poczuć ogromny ładunek emocji (najczęściej dość depresyjnych i trudnych)...
Wszystkim, nawet tym, którzy nie są z punkiem za pan brat, polecam zapoznać się z twórczością Joy Division - szczególnie album "Unknown Pleasures" zasługuje na miano legendarnego. Taka muzyka zdarza się raz na 25 lat :) Dlaczego uważam akurat ten album za legendarny?
Przede wszystkim prostota - nie ma tu wirtuozerii, porażających gitarowych solówek, jest za to ciężka, pełna emocji atmosfera osiągnięta za pomocą prostych zabiegów i oczywiście przejmującego głosu Iana Curtisa... to właśnie sprawia, że jeszcze długo po przesłuchaniu piosenek ich dźwięk brzmi w głowie... (swoją drogą także prostota i przekaz okładki albumu tak mnie urzekły, że wzór ten wyląduje niedługo na mojej łydce)
Po drugie teksty - pozwalają zajrzeć wgłąb umysłu i duszy Wielkiego Artysty jakim był Ian... z jednej strony opisują jego zmagania z codziennością - walkę z epilepsją, rozdarcie między dwiema kobietami, które kochał i lęk przed życiem i przytłaczającym rozwojem zespołu; z drugiej strony tworzą wokół nas niesamowity świat nieznanych emocji i doznań... mieszanka wybuchowa.
Jeżeli przesłuchanie albumów uzupełnicie o biograficzny film o Ianie (w którego znakomicie wcielił się genialny Sam Riley) i poruszającą do głębi książki Debory Curtis - "Przejmujący z oddali", jestem przekonana, że "doświadczenie" JD i ich muzyki nie opuści Was przez długi czas...
ze swojej strony mogę jedynie powiedzieć, że na jednym wpisie o tej niesamowitej grupie się nie skończy :)

ZACZYNAMY!

Moja muzyczna droga pełna jest niespodzianek, zakrętów, często wstydliwych wpadek i niesamowitych odkryć...
z chęcią poprowadzę Was przez mój niesamowity świat dźwięków, od podstawówkowych boysbandów z lat 90. (o których wolałabym zapomnieć), przez fazę niemieckiego hip-hopu, przez do tej pory trwającą epokę nieśmiertelnego, ale i mega-undergroundowego punka, aż do niesamowitych odkryć z pogranicza gatunków o jakich nawet mi się nie śniło... choć niekoniecznie będę szła według chronologii - bardziej kierując się sercem, w którym wciąż gra muzyka!
ENJOY!